www.zulukuki.com
BLOG, KTÓRY OBECNIE PRZEGLĄDASZ JEST NIEAKTYWNY OD DŁUŻSZEGO CZASU. JA NADAL PISZĘ I MAM SIĘ DOBRZE. ZAPRASZAM NA MOJĄ STRONĘ: WWW.ZULUKUKI.COM
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Street Wear. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Street Wear. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 14 stycznia 2014
Zulu Kuki x Avens x ETMA Tribe - WE ARE SOCIAL ANIMALZ
Oficjalnie to tak:
Mamy przyjemność zaprezentować pierwszy projekt przedstawiający w swoisty i unikalny sposób to czym jest Social Animalz. Marka odzieżowa, która powstała jako nieustanne poczucie potrzeby tworzenia, w połączeniu z ideologią skierowana do wszystkich tych, którzy w swoim życiu także stawiają na samorealizację.
Dołącz do nas.
Join the Tribe:
https://www.facebook.com/WeAreSocialA...
Scenariusz i reżyseria: Zulu Kuki
https://www.facebook.com/zulukuki
Wiersz: Zulu Kuki
Wokal: Zulu Kuki
Muzyka/Mix: Avens
https://www.facebook.com/Avensmusic
Mastering: Da.Rec
https://www.facebook.com/therecording
Wystąpili: Zulu Kuki & ETMA Tribe
Kamera i montaż: Cembra / MAD Motion FILMS
https://www.facebook.com/MadMotionFilms
Miejsce: Scena Muzyczna GAK
Specjalne podziękowania dla:
Pióro oraz Magictown Sound
Łukasz Tarejlis
Michał Chojnacki
_________________________________________________________
A tak personalnie od siebie dodam, że jest to jeden z najważniejszych projektów, które udało mi się zrealizować w życiu. Jest to połączenie wielu moich zainteresowań w jedną spójną całość:
- taniec
- wiersz
- realizacja wideo
- odzież
- i to co najważniejsze, czyli praca z ludźmi.
Mówiąc krótko jestem niesamowicie szczęśliwy.
Jeśli projekt ten ma dla Ciebie sens, podziel się nim udostępniając go gdzieś tam u siebie.
Peace!
.zulu kuki
czwartek, 14 listopada 2013
SUPREME czas by coś napisać...
BLOG NIEAKTYWNY. WSZYSTKO CZEGO POTRZEBUJESZ ZNAJDZIESZ NA MOIM NOWYM BLOGU WWW.ZULUKUKI.COM
Duży biały, drukowany napis na czerwonym, prostokątnym tle.
I w dodatku w świecie streetwearowym dużo bardziej pożądany niż OBEY, o którym pisałem kilka miesięcy wstecz.
SUPREME
Co tym razem?
Jakiś czas temu napisałem post tłumaczący mój brak aktywności na blogu. Szczerze mówiąc nie zamierzałem tejże aktywności w żaden sposób polepszać, aż do pewnego niedzielnego popołudnia...
Dawno, dawno temu, a dokładniej 13 października wybrałem się do Londynu, by móc w końcu poznać to miasto. Mówiąc poznanie miasta mam na myśli plan zobaczenia miejsc, które są dla mnie warte tego, lecz niekoniecznie znajdują się na liście najatrakcyjniejszych miejsc pośród przewodników po Londynie. Motywem przewodnim był street art i m.in. poszukiwanie prac Banksy'ego. Korzystając z mojej obecności w tym mieście, mimo małej ilości czasu postanowiłem wkroczyć także do sklepu Supreme, który znajduje się w kilku miastach na całym świecie.

Od razu nadmienię, że zdjęcia są zapożyczone z internetu (oprócz ostatniego). Mimo, że było to miejsce interesujące dla mnie, to jednak nie motywujące do dokumentacji w sposób graficzny.

Obsługa tego sklepu jest tak samo 'unikalna' jak i marka. Pracownicy swoim zachowaniem w idealny sposób dają do zrozumienia, że to nie oni chcą Tobie coś sprzedać, tylko Ty tu przyszedłeś by coś kupić. Jak nie kupisz też się nic nie stanie. Tak też się stało ze mną, lecz powodem były dwa braki. Jeden związany z czasem by na spokojnie poszukać, drugi to aspekt ekonomiczny nie pozwalający zbytnio "za co" szukać ;) Na szczęście świadomość ponownej wizyty w Londynie w przeciągu trzech tygodni pozwoliła przygotować się idealnie na obu tych płaszczyznach.
3 listopada - jesteśmy tu!
3 listopada - jesteśmy tu!
Tym razem z obstawą streetwearowych zajawkowiczów, którzy podobnie jak ja chcieli uzupełnić swoją garderobę o produkt marki Supreme.
Jeśli dotarłeś jeszcze do tego momentu Czytelniku bardzo możliwe, że cały czas zastanawiasz się jaki jest powód pisania tego, nazwijmy to "artykułu".
Z pewnością nie jest to chęć pochwalenia się obecnością w tym sklepie. Mimo przygotowania się, niestety (albo i stety) nie mogę pochwalić się zakupem jakiego dokonałem w tym sklepie gdyż do takiego nie doszło.
Powodem napisania tego artykułu są poszukiwania. I jak w przypadku poprzedniego artykułu o OBEY chodziło o chęć uświadomienia ludziom prawdziwego sensu marki tak tym razem świadomość dotarła do kontrastu pomiędzy wiarą w dobry pomysł, a czystym robieniem ludzi w ... (cokolwiek).
W trakcie przemierzania sklepu od wieszaka do wieszaka w poszukiwaniu czegoś dla siebie natrafiłem na serię t-shirtów, pośród których to kilka z nich obrandowana była metką producenta odzieży reklamowej Gildan.

Nic do marki nie mam, wręcz przeciwnie. Jako marka ciuchów reklamowych robi dobrą robotę. Ale wydaje mi się, że nie po to ludzie wydają te 25 funtów (ok 125zł) i więcej, żeby ich "ubraniowy bóg" dał im kupioną koszulkę z nadrukiem zleconym w drukarni. Chociażby samo przeszycie metki na własną pokazałoby, że istnieje ten delikatny wkład w produkt niż tylko wycenienie go wysoko.
Szczerze poczułem się dziwnie widząc moje "znalezisko". Przykre jest to, że w relacji biznesowej między producentem, a klientem dochodzi do metaforycznych perwersji mających na celu spełnienia fantazji tego pierwszego. Gdzie drugi nadal często wierzy, że to szczera miłość...
A wracając do OBEY'a to...

Peace!
.zulu kuki
Jeśli dotarłeś jeszcze do tego momentu Czytelniku bardzo możliwe, że cały czas zastanawiasz się jaki jest powód pisania tego, nazwijmy to "artykułu".
Z pewnością nie jest to chęć pochwalenia się obecnością w tym sklepie. Mimo przygotowania się, niestety (albo i stety) nie mogę pochwalić się zakupem jakiego dokonałem w tym sklepie gdyż do takiego nie doszło.
Powodem napisania tego artykułu są poszukiwania. I jak w przypadku poprzedniego artykułu o OBEY chodziło o chęć uświadomienia ludziom prawdziwego sensu marki tak tym razem świadomość dotarła do kontrastu pomiędzy wiarą w dobry pomysł, a czystym robieniem ludzi w ... (cokolwiek).
W trakcie przemierzania sklepu od wieszaka do wieszaka w poszukiwaniu czegoś dla siebie natrafiłem na serię t-shirtów, pośród których to kilka z nich obrandowana była metką producenta odzieży reklamowej Gildan.

Nic do marki nie mam, wręcz przeciwnie. Jako marka ciuchów reklamowych robi dobrą robotę. Ale wydaje mi się, że nie po to ludzie wydają te 25 funtów (ok 125zł) i więcej, żeby ich "ubraniowy bóg" dał im kupioną koszulkę z nadrukiem zleconym w drukarni. Chociażby samo przeszycie metki na własną pokazałoby, że istnieje ten delikatny wkład w produkt niż tylko wycenienie go wysoko.
Szczerze poczułem się dziwnie widząc moje "znalezisko". Przykre jest to, że w relacji biznesowej między producentem, a klientem dochodzi do metaforycznych perwersji mających na celu spełnienia fantazji tego pierwszego. Gdzie drugi nadal często wierzy, że to szczera miłość...
A wracając do OBEY'a to...

Peace!
.zulu kuki
piątek, 6 lipca 2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)